Miał być piękny post o narodzinach wielkiej miłości i innych tego typu ckliwych rzeczach...zamiast tego będzie krótko o macierzyństwie bez lukru. W sieci istnieje mnóstwo blogów matek opisujących jakie to macierzyństwo jest piękne, łatwe i przyjemne. A mało kto wspomni, że wydając na świat dziecko, świat staje do góry nogami, niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu.
Tydzień po narodzinach Oliwii, jej tatuś wrócił do pracy - zostałyśmy same - jak panie na włościach :-) W dodatku pod opieką miałam gromadkę maturzystów żądnych wiedzy...Tak więc 2 tygodnie po porodzie aktywnie wróciłam do nauczania, a oprócz tego trzeba było jak w zegarku co 3 godziny (i w dzień i w nocy) przewijać, karmić, przewijać i usypiać...i tak w koło. W międzyczasie trzeba było ugotować coś, żebyśmy z głodu z tatą nie pomarli, posprzątać, żebyśmy brudem nie zarośli....a oprócz tego trzeba było prać hurtowe ilości ciuszków, tylko po to, żeby to wszystko następnie wyprasować. Łatwo nie było, bo tatusiowa praca sprawiała, że przeważnie byłyśmy z bachorzęciem same w domu. Małą odskocznią były prowadzone przeze mnie lekcje, dzięki którym nie zwariowałam całkowicie :-) Popołudniowe wizyty babć, również były zawsze mile widziane...
A potem nadeszły jeszcze gorsze czasy...Oliwia przez kilka miesięcy budziła się w nocy po 10-15 razy. Spałam po 3-4 godziny na dobę. Było atopowe zapalenie skóry, skaza białkowa...
Z perspektywy czasu widać, że łatwo nie było. I co z tego, że kolek nie było, jak i tak brak porządnego snu wywoływał frustrację ;-) i nie, nie była to żadna depresja poporodowa - na szczęście matka z tych twardych kobiet :D Cała byłam nakierowana na to, żeby jakoś ujarzmić tę nową rzeczywistość, przetrwać, nauczyć się obsługiwać dziecko, bo to naprawdę nie jest łatwe czy oczywiste. Czasem po prostu miałam ochotę oddać pierworodną do adopcji :-)
Bachorzątko jest charakterne i potrafi wyprowadzić z równowagi - nawet na dzień przed 2 urodzinami :-) Co i tak nie zmienia faktu, że kocham tego mojego małego potworka bezgranicznie i bezwarunkowo...ooooo właśnie mamy kolejną histerią, hmmm chyba 3 dzisiaj ;-)
A to na deser: