sobota, 28 grudnia 2013

Boże Narodzenie

Święta, Święta i po Świętach. Tak można podsumować Boże Narodzenie. Standardowo najbardziej niegrzeczny człowiek w rodzinie dostał najwięcej prezentów ;-) O dziwo obyło się bez większych histerii i całkiem miło spędziliśmy ten czas w rodzinnym gronie. Warto odnotować, że ojciec doznał szoku otwierając swój prezent, bo znalazł tam coś, czego się zupełnie nie spodziewał- grę na Playstation GTAV :P








sobota, 16 listopada 2013

Wesołe Przedszkolaki

Na początku września całkiem niespodziewanie Oliwka dostała się do przedszkola. Została Tygryskiem i rozpoczęła się jej edukacja przedszkolna. Pierwsze dni były ciężkie, a rozstania płaczliwe. Długo to nie potrwało, bo już po 4 dniach mała się rozchorowała. Kolejny tydzień spędziła w domu. Po wyzdrowieniu pochodziła 4 dni i zaś się rozchorowała (sic!). Tym razem chorowała prawie półtora tygodnia. W październiku spędziła w przedszkolu całe 3,5 tygodnia! W tym czasie tak jej się spodobało, że nic tylko by chciała chodzić do "kekola" ;-) Ale za dużo by było tego dobrego i się rozchorowała (sic!). Całe 1,5 tygodnia w domu.  Pochodziła tydzień do przedszkola i złapała lekki katar (sic!). Całe szczęście kolejny tydzień przechodziła i do dziś nie rozwinęło się nic gorszego. Mam nadzieję, że szybko przejdzie i będziemy mieć spokój od chorowania, bo mnie szlag trafia. Czy wspominałam kiedyś, że Oliwia prawie nie choruje ? Wygląda na to, że mnie pokarało za te słowa :/ 





Profilaktycznie faszeruję Oliwię witaminą C i syropem na wzmocnienie odporności - łudzę się, że pomoże. Najlepszy byłby tran, ale ta mała wredota pluje nim na odległość. A odciąganie kataru to jest katastrofa ! Nie pomaga zagadywanie ani przekupywanie, histeria jest prawie za każdym razem jak zbliżam się ze sprzętem ;-) No ale nie ma się co dziwić - też bym tak świrowała jakbym miała katar ponad 2 miesiące praktycznie na okrągło :/ Tyle dobrego, że trafiają nam się zwykłe wirusówki z kaszlem i katarem. Odpukać ,jak dotąd nie złapała w przedszkolu nic gorszego. A ja w końcu uduszę rodziców posyłających do przedszkola chore dzieci...

piątek, 30 sierpnia 2013

Makarska

Po ulokowaniu się w apartamencie, obowiązkowo ruszyliśmy promenadą nad morze. Upał był niesamowity, więc dość szybko udaliśmy się schłodzić w morzu - a tu niespodzianka, morze cieplutkie :D A woda niesamowicie wręcz przejrzysta.  Oliwia oczywiście natychmiast musiała się w wodzie wytaplać, nie byłaby sobą - w końcu to mała foczka ;-) Jako, że byliśmy z lekka wygłodniali ruszyliśmy do knajpki, gdzie mile się rozczarowaliśmy - tak, tak...Swego czasu wszyscy nas straszyli, ze w Chorwacji jest tak drogo, że najlepiej wziąść ze sobą prowiant i gotować. Chciałoby się powiedzieć g**** prawda. Ceny tylko nieznacznie wyższe, niż te nad naszym polskim morzem. Za to piwo tańsze ;-) A z knajpy wyszliśmy z pierwszą naszą zdobyczą, rakiją miodową.



Przez kolejne dni pływaliśmy, smażyliśmy się na słoneczku i urządzaliśmy przejażdżki rowerkiem wodnym po Jadranie. Czas niepostrzeżenie płynął. Oliwcia pływała sobie sama w morzu, budowała zamki z piasku - a w sumie to ze żwirku :D Wieczorami udawaliśmy się na kolację, gdzie Oliwia z uporem maniaka zamawiała frytki... A potem spacerowaliśmy po promenadzie, rozkoszując się wieczornym, tętniącym życiem miastem.










Na dwa dni przed powrotem moja wredota postanowiła się rozchorować i mieć 40 stopni gorączki...Z tej okazji udaliśmy się pozwiedzać miejscowy szpital... Diagnoza: wirusówka. Trochę nam to pokrzyżowało plany i zdecydowaliśmy się wracać dzień wcześniej. O godzinie 20 przyszło nam się pożegnać z tym cudownym miejscem i wyruszyć w 14-godzinną podróż powrotną do domu. Żegnaj Chorwacjo i do zobaczenia za rok !

czwartek, 22 sierpnia 2013

Croatia

Gdzieś w lipcu - rychło wczas, rodzice wymyślili sobie, żeby wybrać się na zasłużony wypoczynek. Coby się nie nudzić, stwierdziliśmy, że weźmiemy ze sobą dziadków...I tak po krótkiej dyskusji padł pomysł, by wybrać się na Chorwację. I tak pewnej upalnej niedzieli wyruszyliśmy do Austrii, gdzie mieliśmy zaplanowany jednodniowy postój. Oliwia spisała się na medal - nie marudziła, za to z wielką ciekawością oglądała widoki za oknem. Zresztą, gdy minęliśmy Wiedeń naprawdę było co oglądać...nie wiedzieliśmy, że najlepsze dopiero przed nami ;-)

Zatrzymaliśmy się w miejscowości Kalsdorf, gdzie za skandaliczną kwotę 60 euro zażyliśmy kąpieli nad zalewem o wdzięcznej nazwie Copacabana. Miejsce warte swojej ceny ;-)


Po zasłużonym odpoczynku, w poniedziałkowy ranek ruszyliśmy ku Riwierze Makarskiej. Moje dziecko chyba ktoś podmienił na czas podróży, bo dalej zachowywała się jak anioł ;-) I tak po przejechaniu części Austrii i Słowenii wjechaliśmy do Chorwacji. I ogarnął nas zachwyt - nieziemski krajobraz, mnóstwo długaśnych tuneli i ten nieziemski wręcz upał ;-) Oliwia oszalała ze szczęścia i z wielką niecierpliwością wypatrywała kolejnych tuneli...hmmm stacji benzynowych też wypatrywała. Dziwne fascynacje ma to moje dziecko ;-) Ale nieważne, liczy się to, że po 8 godzinach jazdy dotarliśmy do celu - Makarskiej.



sobota, 3 sierpnia 2013

Uwaga ! Matka fotografuje !

Nie od dziś wiadomo, że z dniem narodzin mojego małego dzióbka ujawniły się we mnie wielkie talenty :D Pomijając stertę tych mniej zjawiskowych jak ogarnięcie wieeelkiego bałaganu w 5 minut - bo goście idą z wizytą czy ugotowanie obiadu w 20 minut - to okazało się, ze całkiem nieźle idzie mi fotografowanie ;-) Tak, tak, fotografuję nie tylko zawodowo ale i prywatnie. Modelka co prawda nie chce współpracować, ale myślę, że w końcu dojdziemy do konsensusu ;-)

Tak więc, jak się akurat zdarzy, że nie mam lenia, to biorę sprzęt pod pachy i pstrykam - czasem wyjdzie coś fajnego... No, ale jak się ma tak śliczne dziecko, to nie może być inaczej ;-)




piątek, 2 sierpnia 2013

Nasze kochane Zielonki :-)

W tym roku ten uroczy zakątek udało nam się odwiedzić tylko raz. A szkoda, bo Oliwia ma tam używanie ;-) I narzeczonego...Nie mówiąc o kurkach, basenie i kolorowej kolejce. Korzystając z wolnego czasu, postanowiłyśmy złapać z Oliwią trochę świeżego wiejskiego powietrza. Jako że z tatusia jest pracoholik, pojechałyśmy z dziadkami same ;-)

Niby krótki weekend, ale znalazł się czas na odwiedzenie basenów mineralnych, gdzie Oliwia pluskała się w brodziku, i z wielką zawziętością zjeżdżała ze zjeżdżalni dla starszych dzieci, uparcie omijając tą dla maluchów. Korzystając z obecności dziadków, mamie udało się zażyć zdrowotnej kąpieli w basenie siarczkowym...bleee - zapach siarki unoszący się w powietrzu był nieznośny ;-) Ale podobno wypiękniałam :D



Jak byłam mała uwielbiałam wyplatać wianki z kwiatków. Zostało mi do dziś, w związku z tym moja mała ofiara zmuszona była łazić po wsi obwieszona koniczyną ;-) Zadowolona to ona nie była...


A z racji wiosennych porządków, coby się Oliwia nie nudziła, została zaprzęgnięta do koszenia trawy...



czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozmowy matki z córką cz. II

O: Mama ja cie kredki z pokoju!
M: To sobie je przynieś.
O: Ale ja nie mogę bo jestem chora!

M: A może pójdziesz sama na nóżkach, masz duże nóżki.
O: Ja nie dam rady, ja nie mam dużych nóżek - ja mam małe nóżki!

O: Ooo, puściłam bąka...a fuj!

M: Jakie ty masz ładne buciki
O: Kupiłam w sklepie!

niedziela, 16 czerwca 2013

Gdy mama ma wolne...

Wraz z sobotą nadchodzi wolny weekend. Z racji tego, że tatuś ma soboty pracujące, jesteśmy z Oliwią zdane na własne towarzystwo.

Sobotnim rankiem wyruszyłyśmy z hulajnogą pod pachą na pobliski placyk. Po 10 min Oliwii znudziła się jazda na "nodze", w związku z czym postanowiła powspinać się trochę po okolicznych górkach. Pech chciał, że chodniki odgrodzone są niskimi metalowymi barierkami, przez które moja sprytna córa postanowiła przejść, żeby skrócić sobie drogę. Niestety, nie zdążyłam do niej dolecieć...Bilans upadku to: guz na czole (trzeci w ciągu tygodnia, w związku z czym czoło wygląda jak po wojnie...), rozwalona warga i rozbite kolano.

Z ciężko miną powlokłyśmy się się domu zdezynfekować rany...

Po drzemce postanowiłyśmy odwiedzić piaskownicę. Oliwia wylatała się z dziećmi, zaliczyła piaskownicę, zjeżdżalnie i sznurkową drabinę do wspinaczki. A że upał był straszny, to mama zasugerowała loda...Ruszyłyśmy więc do centrum miasta, do którego mamy raptem kilka kroków. Z racji tego, że droga biegnie z górki, a Oliwia raczej truchtała niż szła, zaliczyłyśmy kolejne bęc! Efektem tego są mocno zdarte kolana :-( Na pocieszenie córa dostała balona i loda, a że pod halą były akurat obchody z okazji Dni Jaworzna to i wybrałyśmy się poskakać i pozjeżdżać na dmuchanym zamku - w sumie to Oliwia się wybrała bo matka za duża :D

Jak to podsumował wieczorem tata: jeden dzień spędzony z matką = liczne rany wojenne. Amen

A dziś mieliśmy pojechać do Parku Miniatur w Inwałdzie. Niestety obrażona na tatę Oliwia poszła spać i z wyjazdu nici. Już 13.00 a mała dalej śpi...Zmieniamy więc plany i wybieramy się dalej świętować Dni Jaworzna....Chyba że i z tego nic nie wyjdzie. Idzie nam druga dolna piątka i Oliwia jest dziś niesamowicie wręcz marudna...

środa, 12 czerwca 2013

Jak to matka okazała się niesłowna...

Sala zabaw to miejsce z którego nasze dziecko nie ma ochoty wychodzić. Po ostatnim "show" jakie Oliwia odstawiła na do widzenia, obiecałam sobie, że jej noga nie postanie w tym miejscu przez długi czas :D

Jak to jednak w życiu bywa, matka szybko zapomniała o histerii, i niepomna ostatnich ekscesów, zabrała męża i dziecia do bawialni. 

Oliwia ostatnio bardzo szybko rozwija się psychoruchowo, w związku z czym w odstawkę poszły domki, samochodziki do jeżdżenia i inne badziewia dla malutkich dzieci. Teraz na topie jest trampolina, na której radzi sobie coraz lepiej, zjeżdżalnie, labirynty i wszelkiego rodzaju atrakcje dla "większych dzieci" ;-)



poniedziałek, 10 czerwca 2013

Puzzle

Co jakiś czas Oliwia przechodzi kolejne fascynacje zabawkami. Ostatnio jesteśmy na etapie układania puzzli. Koniecznie z Myszką Miki :D Nie żebym się chwaliła, ale jak na 2,5- latkę, to Oliwii całkiem dobrze wychodzi dopasowywanie kolejnych elementów układanki. Potrafi dopasować do siebie puzzle, wie gdzie który ma być i wszystko byłoby cacy, gdyby nie jej wybuchowy charakterek...Strasznie szybko się denerwuje i gdy puzzel nie che jej się dopasować to wpada we wściekłość :D Cierpliwa, to ona niestety nie jest...



czwartek, 6 czerwca 2013

Ja też cie !

Ostatnio jesteśmy na etapie wspólnego robienia wszystkiego...Mama robi obiad, Oliwia też chce. Mama sprząta, Oliwia też chce. Mama idzie tam gdzie król chodzi piechotą, Oliwia też - a jakże! 

Nie powiem, całkiem to fajne, możemy razem coś porobić - na przykład ostatnio piekłyśmy razem ciasteczka...Mama wałkowała ciasto, Oliwia też, razem wykrawałyśmy też ciasteczka foremkami ;-) Wszystko ładnie pięknie, cud, miód i malina...ale i zgrzyty były. Mianowicie sprzętu kuchennego było za mało jak na dwie kucharki. Wyrywałyśmy sobie z rąk wałek do ciasta - i jako że obydwie charakterek mamy całkiem, całkiem - to nerwowania było dużo. Skończyło się na tym, że Oliwia rzuciła wszystkim i wyszła :D

Wniosek na przyszłość jest jeden: trzeba obejść sklepy z zabawkami i kupić dziecięciu własny zestaw do pieczenia...

A żeby było wesoło, tegoż samego wieczora córka ma, miała bliski kontakt z futryną...Tak bliski, że na pamiątkę została nam na czole przepiękna śliweczka węgierka :D Chyba czwarta w tym roku...Patrząc na to zdarzenia z pozytywnego punktu widzenia, to matkę widok wielkiego guza pomału przestaje ruszać, za to w kilka sekund po wyrośnięciu guz jest już smarowany altacetem a potem dziecię dostaje opiernicz za to, że nie uważa :D

A pamiętam pierwszego guza - oj to była histeria - matki oczywiście :D 





sobota, 18 maja 2013

Rozmowy matki z córką...

M: Mogę się do ciebie przytulić?
O: Tak! (M. przytula się)
O: Mamo śmierdzą ci nogi.

Kurtyna

O: Ja chcę loda!
M: A zjadłaś obiadek?
O: Nie.
M. Jak zjesz zupkę to dostaniesz loda.
O: To ja nie chcę loda...




niedziela, 12 maja 2013

♥ ♥♥ ♥♥ ♥♥ ♥♥ ♥

Jakiś tydzień temu ni z gruszki ni z pietruszki, Oliwia podeszła do mnie i powiedziała "Kocham mamusie" i dała buziaka ♥ Od tego czasu słyszałam te słowa już kilka razy a nadal rozpływam się ze szczęścia ;-) Wczoraj Oliwka miała nadzwyczaj dobry dzień, bo kochała wszystkich od Mamy po Wujka Toma... Ale nie ma się co dziwić, skoro wstałyśmy o 9.30 !!! Oj, pospałyśmy sobie...

czwartek, 9 maja 2013

Basen chcę!


Nie od dziś wiadomo, że Oliwia kocha wodę! Jako, że pogoda pokrzyżowała nam plany majówkowe, zawitaliśmy do aquaparku. To było istne szaleństwo! Oliwka w swoim żywiole, szalała aż miło...Jedyny minus to taki, że ostatnio ciągle słyszymy: "...basen chcę...". To dziecko doprowadzi nas do ruiny - dobrze, że lato się zbliża i będzie można jeździć nad zalew. 



sobota, 20 kwietnia 2013

Jak wyglądają zakupy ciuchowe M.?

Szalona Matka z równie szaloną babcią udały się dziś na zakupy ciuchowe do nowo otwartego sklepu na P. Matka postawiła sobie za cel kupno paru letnich ciuszków - przecież lato tuż, tuż, więc trzeba odświeżyć garderobę. Jak myślicie, co kupiła matka? Proszę bardzo, oto lista:
- legginsy 3/4 w panterkę
- legginsy 3/4 łososiowe z koronką
- tunika z krótkim rękawem, zielona - z ptaszkiem i serduszkami
- t-shirt różowy z dziewczynką i króliczkiem
- kremowy top z koronkowymi rękawkami i dziewczynką na przodzie
- komplet - letni biały top z nadrukiem i kokardką oraz różowa spódniczka z kokardką

No cóż, raczej nie wygląda to na ciuchową listę matki...Oliwia została zaopatrzona w kolejną porcję letniej odzieży, natomiast matka dostała przysłowiową figę z makiem...Za to babcia zrobiła lepszy biznes, bo co prawda wyszła ze sklepu z dwoma sukienkami dla wnuczki, ale i dla siebie też zrobiła zakupy. 

Teraz z lekkim niepokojem matka czeka, aż styrany pracą ojciec wróci do domu i wyrzuci matkę przez balkon razem z dzisiejszymi zakupami...Na nieszczęście rodzicielki, ojciec wprowadził embargo na zakupy ciuchowe dla córki- podobno dla dobrego zdrowia psychicznego matki. W sumie to nie ma się co dziwić, skoro komoda pęka w szwach, w łazience sterta ciuszków do prania, w szafie jeszcze większa sterta ciuszków do prasowania, a matka z szaleństwem w oczach miota się po domu zastanawiając się jak i gdzie wygospodarować jakaś szafkę na tą wielką ilość odzieży która nie ma już żadnych podstaw, aby zmieścić się w Oliwkowej komodzie. 

I jak tu przekazać ojcu informację, że w sumie to jeszcze sweterek przydałoby się kupić...


piątek, 19 kwietnia 2013

Limit na choroby wyczerpany

Trochę trzeba sobie teraz ponarzekać. Na kogo? A na dziecko ;-) Za bardzo nas dziecię rozpieściło przez ostatnie dwa lata, w związku z czym ostatnio, by zachować równowagę w przyrodzie, rozkłada nas na łopatki - a raczej na katar...

Ledwie co dwa tygodnie minęły od uciążliwego 14-dniowego zapalenia oskrzeli z obrzydliwie uporczywym katarem i kaszlem, a tu masz babo placek - Oliwia znów zaczęła smarkać. I zaś trzeba było latać, prosić, a nóż mały smarek da sobie katarek odciągnąć...Już myśleliśmy, że na katarze się skończy, a tu babcia dzwoni, że Oli wyje i wyje, i tym swoim słodziutkim głosikiem mówi że ją uszko boli.  Matce ręce opadły, i opadały jeszcze ze sto razy jak próbowała dodzwonić się do przychodni, żeby dziecko do lekarza zapisać. W sumie to przecie matka głupotą się wykazała  - bo czy kto widział kiedykolwiek pielęgniarki odbierające telefony w przychodni?!? Przecież one są bardzo zarobione - bo jak matka wpadła jak wicher do przychodni, to siedziały sobie we trzy w rejestracji, podpierając się rękoma i obsługując AŻ dwie osoby. No ręce opadają. Całe szczęście udało się wybłagać wizytę u lekarza - i dobrze, bo rzeczywiście uszko było przekrwione. 

Nasz lekarz znów zachwycał się Oliwią, i nie ma się co dziwić. Oli grzecznie siedział sobie na krzesełku, bez protestów dała się przebadać - i uszka, i gardełko i oskrzelka. A matka tylko puchła z dumy, że ma takie grzeczne i rezolutne dziecko. I tylko apteka znów zarobiła okrągła sumkę na chorobie dziecięcia.

Katar trwał nie przepisowe 7 dni, a jakieś 10, ale dziś w końcu mogę napisać że II chorowanie mamy za sobą. Limit na ten rok został już przekroczony...


piątek, 12 kwietnia 2013

Prima aprilis

W tym roku to pogoda postanowiła zażartować 1 kwietnia. Nawet mi się pisać nie chce, bo choć matka zimą urodzona, to zimy nie znosi - w związku z czym parę zdjęć z tegorocznych Świąt Wielkanocnych.





A tak było 2 lata temu ;-)




Chyba nic więcej dodawać nie trzeba ;-) Zamiast globalnego ocieplenia będziemy mieć epokę lodowcową...


Czasem...

Czasem malowanie farbkami wygląda tak:


środa, 27 marca 2013

Maluch wykleja i maluje

W domu rządzą książeczki z naklejkami, doprowadza to portfel matki do jęków i płaczów, a Oliwię do okrzyków radości ;-) Córa jest w siódmym niebie. Wykleja obrazki i rewelacyjnie jej to idzie :-) Dzięki tego typu książeczkom wie już co oznaczają m.in. słowa duży i mały. Warto inwestować i nie ma co żałować ;-)





Poza tym Oliwia potrafi już narysować twarz ze wszystkim jej elementami :-) nie wiem czy to duży wyczyn, czy standard w tym wieku, ale i tak jesteśmy z niej dumni :D

Mama narysowała koło oznaczające twarz i jedno oko. Resztę czyli drugie oko, nos, usta i włosy (te kropy i krechy wokół twarzy) to dzieło Oliwii :-) Zdolna bestia z małej.




sobota, 23 marca 2013

Zuch dziewczyna

Dwie noce przespane bez pampersa i żadnej wpadki. Dziś mała nawet w nocy się nie obudziła na siku, tylko poczekała do rana ;-) Dumna ze mnie matka.

czwartek, 21 marca 2013

Wiosno gdzie jesteś?!?

Pogoda chyba robi sobie jaja...Za pasem czeka kwiecień a my mamy mrozy i śnieg za oknem (o, przepraszam teraz to deszcz i mróz :/ )

Czekając z utęsknieniem na wiosnę, siedzimy z Oliwią w domu i mówimy a sio! ostatnim atakom kaszlu - na szczęście są już sporadyczne. A co u nas? Ooooo na przykład dziś Oliwia poszła spać o 19.30!!!! Sama bez żadnego namawiania...A przez ostatnie 3 tygodnie ciężko było zagonić ją do łóżka wcześniej niż o 21...

Zresztą ostatni tydzień jest całym cyklem zmian w naszej córci. Rozgadało się nam dziecko, składa już całkiem fajnie zdania. Hitem ostatnich poranków jest wparowanie Oliwii do naszego łóżka i następnie tonem nieznoszącym sprzeciwu ogłoszenie "Ja chce Kajtusia" (Kajtuś to taka śmieszna bajka o łysym czterolatku). Po za tym mała uznała, że jest już za duża na pampersy i trzeba skończyć z tym obciachowym czymś między nogami :D Drzemki odbywają się już bez udziału owego czegoś. Siku jest po drzemce (nie w trakcie...uffff :D . W nocy mała woła, że chce siku gdzieś koło 24, a rano pampers bywa suchy, tak jak dziś ;-) Dzisiejsza noc będzie przełomowa, bo nie mamy założonego pampersiaka :D:D:D więc albo siusianie będzie do nocnika, albo do łóżeczka...No nic, najwyżej będzie trochę prania, bo gdzieś się matce zapodział nieprzemakalny podkład (czyt. matka tak go schowała, że nie wie gdzie jest ;-)

Jutro zdam raport jak minęła noc. 

A napiszę jeszcze, że dziś Oliwia poszła wcześniej spać bo stwierdziła, że jadanie kolacji jest passe. Nie wiem czy się obraziła, czy co...Miała wybór, albo jemy kolacje albo idziemy spać. Wybrała to drugie :D Matka nie narzeka bo w końcu ma wieczór dla siebie i zamierza zamienić się w potwora nakładając algi o zapachu pokarmu dla rybek na twarz...

wtorek, 12 marca 2013

Nie wywołuj wilka z lasu...

05.03.2013

Piękna słoneczna pogoda za oknem skusiła rodziców do opuszczeniach czterech ścian. Chwyciwszy wózek dla lalki pod pachę, matka dzielnie pomaszerowała w stronę placu dla zabaw, gdzie dziecię bawić się chciało, nawiązywać nowe znajomości,  i na huśtawce się huśtać - i to długo, a jakże...

06.03.2013

Czarne chmury zbierają się nad biedną głową rodzicielki. O zgrozo dziecię ma katar! Paskudna noc za nami...


07.03.2013

Katar zaatakował na całego. Mamy gorączkę. Matka z wielkim poświęceniem postanowiła zostać w domu. Dziecko się męczy...rodzicielka rwie włosy z głowy...Paskudna noc za nami.

08.03.2013

Babcia w roli opiekunki przytaszczyła się do wnuczki. Godz. 10 - telefon - Oliwia kaszle! Rozpacz matki przybiera na sile. Ciężki powrót z pracy do małej zarazy. Zaraza pociąga nosem i kaszle. Rozpacz sięga apogeum, a przynajmniej tak się matce wydaje...Godz. 19 - najwyższy czas odwiedzić Panią w białym kitlu - jazda na dyżur! Antybiotyk i syrop wrócił w pakiecie z dzieckiem. Osłuchowo czysto! Matka świruje tylko trochę.

09.03.2013

Zaraza pociąga nosem, ale nie da sobie kataru odciągnąć - trzeba przekupić jajem...Kaszel nadal w pakiecie. Noc spokojna.

10.03.2013

Kaszel atakuje ze zdwojoną siłą - gruźlik by się nie powstydził. Nadal trza przekupywać zarazę, by dała sobie odciągnąć katar. Matka świruje, ale tylko trochę. Ciężkie zasypianie, bo kaszel męczy...

11.03.2013

Jest i gorączka! Znowu. Zaraz wypluwa sobie płuca. Rozpacz matki sięgnęła dna. Ojciec leci do przychodni zapisać dziecko do lekarza. Mamy zapalenie oskrzeli. Ściana. Nie zrobimy inhalacji w domu bo nebulizator padł. Ściana. Trzeba zostać z dzieckiem w domu - ktoś musi, więc padło na matkę. Ściana. 

12.03.2013

Po JEDNYM dniu sam na sam z zarazą, matka ma ochotę uciec z domu... Ale kto wtedy zrobi śniadanko, poda antybiotyk, syropek, zaaplikuje sól morską do noska, odciągnie katarek, posmaruje nosek maścią majerankową, natrze plecki maścią rozgrzewającą...itd. itp. Mały smark nie chciał dziś drzemać i cały dzień latał za matką. Matka ma dosyć i chce do pracyyyy...A dzisiaj jeszcze wymiot się zdarzył. Na szczęście tylko jeden.

A tak w ogóle, to bardzo mądry ktoś wymyślił powiedzenie "Nie wywołuj wilka z lasu". Okrutny los zadrwił z matki paskudnie - na własne życzenie, nawiasem mówiąc...Koniec z chwaleniem! 

niedziela, 24 lutego 2013

Malujemy

Jak ciekawie spędzić z dzieckiem czas? A no można lepić zwierzątka z masy solnej a później je malować ;-) Cała nasza trójka miała świetną zabawę kolorując farbkami bałwanka i krokodyla ulepionego przez tatę, oraz karykatury misia i wilka stworzone przez beztalencie zwane mamą :D Oliwia w siódmym niebie - więc czego chcieć więcej...




sobota, 23 lutego 2013

O, choroba !

W styczniu 2012 roku Oliwka dostała kataru, lekarz stwierdził lekkie zapalenie oskrzeli i walnął antybiotyk (niestety :/). 5 dni i córka znowu była okazem zdrowia...Przez kolejne 12 miesięcy żadnego kataru, kaszlu, gorączki spowodowanego chorobą. Na bilansie dwulatka nasz doktorek był w szoku, że dziecko nie chorowało cały rok. Oczywiście pewne osoby typu "dobra rada" twierdzą, że jak tylko Oliwia pójdzie do przedszkola, to się to zmieni :/ Nic nie irytuje mnie bardziej, niż tego typu stwierdzenia...Zwłaszcza że ja chyba ze dwa razy byłam chora, i to nawet dość konkretnie...a wspólnie z tatuśkiem mieliśmy słynną grypę jelitową. I żadnego bakcyla dziecko nie dorwało. A ostatnio to nawet, rządziła z wujkiem który miał coś grypopodobnego i NIC ! No i cóż, niektóre dzieciaki co chwila chorują a nasza ma chyba żelazne zdrowie...i oby tak dalej :P Za rogiem czai się marzec a my nawet katarem nie możemy się pochwalić ;-)

Nooo rozpisałam się strasznie we wstępie, a chciałam tylko napisać, że ostatnio dziecię zaliczyło wymioty - sztuk 5 - w ciągu 1,5 godziny. Nie wiadomo co to było, grunt że szybko przeszło. W sumie to oprócz wymiotów, żadnych innych dolegliwość nie było. Ustąpiły po zastrzyku przeciwwymiotnym i cisza...A dziecku naszemu, nawet ten epizod nie przeszkodził w szaleństwach. W sumie, to gdyby nie portfel uboższy o dość konkretną sumę wydaną na specyfiki, których naszego dziecko w ogóle nie zażyło, to przeszlibyśmy obok tego obojętnie...A tak, to matka ma cierń w oku, w postaci jednego zastrzyku za 26 zł, który leży bezsensownie w apteczce i sterty różnego rodzaju elektrolitów - bo oczywiście zakładam, że już pewnie z tego nie skorzystamy :D Grunt to pozytywne myślenie.

I tak ostatnio sobie myślałam, że hartowanie dziecka wyszło nam na zdrowie. Zawsze się śmiałam, że stosuję  zmodyfikowany "zimny wychów". Oliwia płyny spożywa w temperaturze pokojowej, chłodne, zdarzyło się, że zimne...absolutnie jej nic nie podgrzewam - nie widzę w tym sensu. Od dawna ubieram ją tak jak siebie - czyli stosownie do panującej temperatury na dworze. Nie ma nic gorszego, niż rodzic w krótkim rękawku i naubierane, czerwone i spocone dziecko u boku :/ - częsty widok na ulicach. Nieraz Oliwia była ubrana cieniej niż starsze od niej dzieci. A już czapka to tylko w ostateczności - nie wieje, jest ciepło, to na co to ubierać. Loda latem też dostała, a jakże, i to mimo tego, że miała 1,5 roku (oczywiście sorbetowego, bo innego dziadostwa do ręki jej nie dam :D ) Przykładów można by mnożyć, a zresztą każdy rodzic robi to co uważa za słuszne dla swojego dziecka. Oliwia ma końskie zdrowie i oby tak dalej...

piątek, 1 lutego 2013

Zmiany, zmiany, zmiany

Zmiany - pierwsze nastąpiły już w zeszłym tygodniu. Oliwia zamieniła swoje niemowlęce łóżeczko, na całkiem dorosłe łóżko ;-)
I tak z dziecka, które codziennie histeryzowało gdy miało iść spać, szkrab zamienił się w dziecko, które po przeczytaniu bajki na dobranoc grzecznie sobie zasypia. Oczywiście to "grzecznie" oznacza, że Oliwka poprzerzuca tony misi w łóżeczku, odpowiednio je na noc rozlokuje, i dopiero wtedy może usnąć :D I tak dochodzę do momentu, w którym muszę napisać, że mam naprawdę grzeczne dziecko...wiem, wiem, wydaje się niemożliwym to, że, JA to piszę - ale cóż mogę poradzić, że moje dziecko na chwilę obecną zawiesiło etap buntu. Ciekawe na jak długo, hmmmm....

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Co tygryski lubią najbardziej?

Chyba nie skłamię, jak napiszę, że dzieciaki uwielbiają malować...A już moje dziecko dostaje świra, jak widzi farbki do malowania. A no właśnie - kto powiedział, że dziecko musi grzecznie kreślić esy-floresy po kartce papieru? Hmmm, tak sobie myślę, że szkrab które siedzi sobie grzecznie nad kartką papieru i tworzy kolejne dzieła sztuki to prawdziwy skarb. Do takiej refleksji skłania mnie obserwowanie szkodnika, który co robi...oczywiście szkodzi i przyprawia matkę o zawał! Zostawienie Oliwii sam na sam z farbkami skutkuje palpitacjami serca i histerią w stylu "...boże jak ja ją domyję!?!?..." Z perspektywy czasu już wiem, że o niebo gorsze są flamastry z IKEI, farby to pikuś - natomiast mazaków nie idzie domyć...pomaga tylko godzinna kąpiel, a i tak schodzi dziadostwo tylko z rąk. Bo przeca dziecko buzi nie będzie trzymać godzinę pod wodą :-). Aczkolwiek Oliwia ma za sobą pierwsze próby nurkowania...

No ale dość tego ględzenia. Przejdźmy do niepodważalnych dowodów, które mówią, że szkodnikowi najlepiej idzie przysparzanie problemów biednej matce...

Akt 1
Hmm, malowanie po papierze jest nudne, ciekawe jak się maluje dłonie...oooo całkiem fajnie...



Akt 2
To może pomaluję sobie całe rączki? Mama chyba nie zauważy...


 Akt 3
Eeee, nie podoba mi się ten kolor, a poza tym mama zaraz pewnie będzie krzyczeć, więc trza się wytrzeć.


A co za kolor upodobała sobie Oliwia? A no stary poczciwy niebieski, który na chwilę obecną jest już bury ;-)