sobota, 20 kwietnia 2013

Jak wyglądają zakupy ciuchowe M.?

Szalona Matka z równie szaloną babcią udały się dziś na zakupy ciuchowe do nowo otwartego sklepu na P. Matka postawiła sobie za cel kupno paru letnich ciuszków - przecież lato tuż, tuż, więc trzeba odświeżyć garderobę. Jak myślicie, co kupiła matka? Proszę bardzo, oto lista:
- legginsy 3/4 w panterkę
- legginsy 3/4 łososiowe z koronką
- tunika z krótkim rękawem, zielona - z ptaszkiem i serduszkami
- t-shirt różowy z dziewczynką i króliczkiem
- kremowy top z koronkowymi rękawkami i dziewczynką na przodzie
- komplet - letni biały top z nadrukiem i kokardką oraz różowa spódniczka z kokardką

No cóż, raczej nie wygląda to na ciuchową listę matki...Oliwia została zaopatrzona w kolejną porcję letniej odzieży, natomiast matka dostała przysłowiową figę z makiem...Za to babcia zrobiła lepszy biznes, bo co prawda wyszła ze sklepu z dwoma sukienkami dla wnuczki, ale i dla siebie też zrobiła zakupy. 

Teraz z lekkim niepokojem matka czeka, aż styrany pracą ojciec wróci do domu i wyrzuci matkę przez balkon razem z dzisiejszymi zakupami...Na nieszczęście rodzicielki, ojciec wprowadził embargo na zakupy ciuchowe dla córki- podobno dla dobrego zdrowia psychicznego matki. W sumie to nie ma się co dziwić, skoro komoda pęka w szwach, w łazience sterta ciuszków do prania, w szafie jeszcze większa sterta ciuszków do prasowania, a matka z szaleństwem w oczach miota się po domu zastanawiając się jak i gdzie wygospodarować jakaś szafkę na tą wielką ilość odzieży która nie ma już żadnych podstaw, aby zmieścić się w Oliwkowej komodzie. 

I jak tu przekazać ojcu informację, że w sumie to jeszcze sweterek przydałoby się kupić...


piątek, 19 kwietnia 2013

Limit na choroby wyczerpany

Trochę trzeba sobie teraz ponarzekać. Na kogo? A na dziecko ;-) Za bardzo nas dziecię rozpieściło przez ostatnie dwa lata, w związku z czym ostatnio, by zachować równowagę w przyrodzie, rozkłada nas na łopatki - a raczej na katar...

Ledwie co dwa tygodnie minęły od uciążliwego 14-dniowego zapalenia oskrzeli z obrzydliwie uporczywym katarem i kaszlem, a tu masz babo placek - Oliwia znów zaczęła smarkać. I zaś trzeba było latać, prosić, a nóż mały smarek da sobie katarek odciągnąć...Już myśleliśmy, że na katarze się skończy, a tu babcia dzwoni, że Oli wyje i wyje, i tym swoim słodziutkim głosikiem mówi że ją uszko boli.  Matce ręce opadły, i opadały jeszcze ze sto razy jak próbowała dodzwonić się do przychodni, żeby dziecko do lekarza zapisać. W sumie to przecie matka głupotą się wykazała  - bo czy kto widział kiedykolwiek pielęgniarki odbierające telefony w przychodni?!? Przecież one są bardzo zarobione - bo jak matka wpadła jak wicher do przychodni, to siedziały sobie we trzy w rejestracji, podpierając się rękoma i obsługując AŻ dwie osoby. No ręce opadają. Całe szczęście udało się wybłagać wizytę u lekarza - i dobrze, bo rzeczywiście uszko było przekrwione. 

Nasz lekarz znów zachwycał się Oliwią, i nie ma się co dziwić. Oli grzecznie siedział sobie na krzesełku, bez protestów dała się przebadać - i uszka, i gardełko i oskrzelka. A matka tylko puchła z dumy, że ma takie grzeczne i rezolutne dziecko. I tylko apteka znów zarobiła okrągła sumkę na chorobie dziecięcia.

Katar trwał nie przepisowe 7 dni, a jakieś 10, ale dziś w końcu mogę napisać że II chorowanie mamy za sobą. Limit na ten rok został już przekroczony...


piątek, 12 kwietnia 2013

Prima aprilis

W tym roku to pogoda postanowiła zażartować 1 kwietnia. Nawet mi się pisać nie chce, bo choć matka zimą urodzona, to zimy nie znosi - w związku z czym parę zdjęć z tegorocznych Świąt Wielkanocnych.





A tak było 2 lata temu ;-)




Chyba nic więcej dodawać nie trzeba ;-) Zamiast globalnego ocieplenia będziemy mieć epokę lodowcową...


Czasem...

Czasem malowanie farbkami wygląda tak: