sobota, 26 maja 2012

"Bycie matką to największy dar i błogosławieństwo..."

W wyjątkowy, 26 dzień maja, Oliwka z pomocą tatusia uraczyła mamusię szczególnym prezentem. Dzień matki stał się okazją do wręczenia przepięknej laurki wykonanej przez mój kochany duecik :-) a dodatkowym bonusem było wypowiedziane przez córcię słowo "mama", którym niestety, ale na co dzień nie jestem rozpieszczana...


A z okazji własnego święta uraczyłam rodzinkę tymi przepysznymi placuszkami jogurtowymi....Oliwia wcinała, aż jej się uszy trzęsły :-) Mamie zresztą również...a że placuszki obłędnie proste i szybkie do zrobienia, to zagoszczą na stałe w naszym daniowym repertuarze. 

poniedziałek, 21 maja 2012

Hello kitty :-)

Sobotnie zakupy zakończyły się zgrzeszeniem matki w postaci różowego kostiumu kąpielowego z Hello Kitty....oczywiście dla Oliwii, nie matki :D Z racji nabycia nowego fatałaszka i prawdziwie letniej pogody udaliśmy się w niedzielną pielgrzymkę na Podłęże do dziadków, w celu zażycia kąpieli słonecznej przez matkę i kąpieli wodnej przez Oliwkę. Ojciec preferował stanowisko zacienione. Dziecię całe popołudnie moczyło swą dupkę w baseniku, po czym znudzone kąpielą postanowiło popodlewać dziadkowi kwiatki...A jednak wnuczka na coś się przydaje! :-) 




Z wieści gminnych: 
1. mamy dodatkowe dwa zęby do kolekcji - w końcu przebiły się dolne czwórki. Matka okupiła to PIĘCIOMA nieprzespanymi nocami....a stan uzębienia wzrósł do 10 sztuk.
2. szczepienie nadal w lesie, jak dobrze pójdzie to zaliczymy je w czwartek.
3. zaczynamy wchodzić w etap "ja sama" - na tą chwilę Oliwia chce SAMA wchodzić po schodach...no i wchodzi :-) 
4. no i na koniec...patrzcie i płaczcie kto się nie załapał: pyszne drożdżówki, które mama SAMA upiekła :-)




poniedziałek, 7 maja 2012

Majówki ciąg dalszy...

Trzeciego maja nie dopisała nam pogoda, ale nie ma tego złego...wylądowaliśmy z Oliwią w Bajlandii. Na początku z lekka się przestraszyliśmy, gdyż nasze dzieciątko było przerażone nowym miejscem, a nigdy nie odczuwała lęku przed nowym otoczeniem. Już myśleliśmy, że trzeba będzie wracać do domu....po czym okazało się że basen z kulkami skutecznie rozwiał wszelkie lęki naszej córeczki :) Buszowanie wśród kulek totalnie ją zachwyciło...z rozmarzeniem wpatrywała się w zjeżdżalnię, którą dzieci zjeżdżały prosto w kuleczki. No niestety, Oliwkowy wiek ma swoje ograniczenia i maleństwo musiało obejść się smakiem, bo sama niestety na zjeżdżalnie jeszcze się nie wdrapie. Ale i tak spędziła fajnie czas, skacząc z matką na piłce, na trampolinie, bawiąc się w puchatkowym domku i robiąc mnóstwo innych ciekawych rzeczy, których we własnym domu nie uświadczy ;-)




Ostatnie dwa dni majówki spędziliśmy na wiosce z zapamiętaniem grillując ;-) Oliwia korzystała ze świeżego powietrza spędzając wolny czas na wędrówkach po podwórku, zabawach w piasku, zwiedzaniu przepięknych okolic i obserwowaniu koko, koko, koko :-) Nawiązała też pierwszy romans w swoim jeszcze króciutkim życiu z synkiem sąsiadki...na szczęście skończyło się tylko na pokazywaniu co ma pod sukienką :D Fakt, faktem że Oliwia trafiła na równego sobie przeciwnika. 13-miesięcznemu Kubie jako pierwszemu udało się wyrwać Oliwce coś z ręki :-) Tylko chrupka, albo aż chrupka...ważne, że mała została w końcu zdominowana przez inne dziecko. Okropna matka ze mnie? gdzie tam...do tej pory mała rządziła zawsze w piaskownicy, niech się uczy że zawsze może trafić na kogoś silniejszego. Koniec końców Oliwia dała się zdominować i płakała rzewnymi łzami, gdy Kuba pociągnął ją za sukienkę, w rezultacie czego wylądowała na trawie. 
Generalnie rzecz biorąc świeże, wiejskie powietrze uaktywniło diabełka i Oliwia dawała niezłego czadu...za co spotkała ją kara w postaci wcześniejszego pójścia spać. Ale nic to, ta mała diablica ukarała w związku z tym rodziców, urządzając wielką histerię podczas jedzenia, co skończyło się zostawieniem przez matkę butelki z kaszką w łóżeczku i ostentacyjnym wyjściem z pokoju zostawiając szkodnika sam na sam z flachą. Jako że upartość Oliwia odziedziczyła po matce, flachy nie ruszyła...ale że matka cwana to wcisnęła dziecku flachę na śpiocha, i takim to sposobem było 1:0 dla rodzicielki. 

Idę w siną dal, spróbujcie mnie złapać.

Dmuchawce fajnie się dmucha, ale jeszcze lepiej się je.

Byłam policjantem, a teraz przyszedł czas na strażaka :)
Przed powrotem do domu udaliśmy się jeszcze na zwiedzanie okolicznego dworu, gdzie Oliwia pięknie zaprezentowała nam jak to potrafi się zawstydzić. Hmmm czyżby niesamowity zameczek tak wpłynął na naszego diabełka? No cóż, zawstydzenie szybko odeszło w siną dal, a nasze dzieciątko jasno dało do zrozumienia, że preferuje ręczny środek lokomocji, a poruszanie się o nóżkach jest beee. W związku z tym matka ma problem, bo w tempie ekspresowym musi oduczyć dziecka noszenia na rękach, do którego to przyzwyczaił urlopujący się tatuś....ściana ||

Bąbelek w wagonie ciuchci.

Pozować nie będę - foch.

Zawstydzona panienka.

Ulubiony środek lokomocji.




środa, 2 maja 2012

Mały wędrownik

1 maja postanowiliśmy spędzić w Ojcowski Parku Narodowym. Wraz z Babcią Ewą i Dziadkiem Władkiem wyruszyliśmy do Ojcowa. Na miejscu zdecydowaliśmy się wyruszyć w stronę Zamku na Pieskowej Skale (tatuś uparcie trzymał się Piaskowej Skały :-D ) i maczugi Herkulesa. W związku z tym wyruszyliśmy w drogę, która przekształciła się w 2-godzinny spacer. Piękna, słoneczna i upalna pogoda sprawiła, że nabraliśmy kolorów :-) Oliwka dzielnie sobie radziła, ale niestety skapitulowała na jakieś 30 minut drogi od celu i za nic w świecie nie chciała wrócić do wózka. Zatem dziadek dzielnie maszerował z wnuczką na rękach, podziwiając po drodze krajobrazy:



W końcu po ciągnącym się w nieskończoność marszu, ujrzeliśmy wspaniałą Maczugę Herkulesa oraz.....parking. Tak, tak zamiast długiej wędrówki mogliśmy sobie podjechać pod zamek......no ale tak to jest jak tatuś planuje rodzinny wypad - zapewnia nam zawsze szereg wrażeń. Nic, to i tak wrażenia po spacerze były bezcenne - przynajmniej będzie co wspominać :-) 


Pod zamkiem Oliwia zjadła zasłużony obiad i po krótkim odpoczynku udaliśmy się na zamek w celu obejrzenia naprawdę wspaniałej wystawy muzealnej. Oliwia dzielnie zwiedzała zamek na rękach u dziadka. Niestety brak południowej drzemki i nieznośny upał dał się córci we znaki. Oliwka była niesamowicie marudna, w związku z tym musieliśmy darować sobie obiad, a dziadek i tata w tempie ekspresowym wędrowali po samochód. I tak w końcu nasze dziecko padło w drodze powrotnej i ucięło sobie drzemkę...a długi i pełen wrażeń dzień powoli dobiegał końca...

Uczestnicy wycieczki (matka za obiektywem).