piątek, 30 sierpnia 2013

Makarska

Po ulokowaniu się w apartamencie, obowiązkowo ruszyliśmy promenadą nad morze. Upał był niesamowity, więc dość szybko udaliśmy się schłodzić w morzu - a tu niespodzianka, morze cieplutkie :D A woda niesamowicie wręcz przejrzysta.  Oliwia oczywiście natychmiast musiała się w wodzie wytaplać, nie byłaby sobą - w końcu to mała foczka ;-) Jako, że byliśmy z lekka wygłodniali ruszyliśmy do knajpki, gdzie mile się rozczarowaliśmy - tak, tak...Swego czasu wszyscy nas straszyli, ze w Chorwacji jest tak drogo, że najlepiej wziąść ze sobą prowiant i gotować. Chciałoby się powiedzieć g**** prawda. Ceny tylko nieznacznie wyższe, niż te nad naszym polskim morzem. Za to piwo tańsze ;-) A z knajpy wyszliśmy z pierwszą naszą zdobyczą, rakiją miodową.



Przez kolejne dni pływaliśmy, smażyliśmy się na słoneczku i urządzaliśmy przejażdżki rowerkiem wodnym po Jadranie. Czas niepostrzeżenie płynął. Oliwcia pływała sobie sama w morzu, budowała zamki z piasku - a w sumie to ze żwirku :D Wieczorami udawaliśmy się na kolację, gdzie Oliwia z uporem maniaka zamawiała frytki... A potem spacerowaliśmy po promenadzie, rozkoszując się wieczornym, tętniącym życiem miastem.










Na dwa dni przed powrotem moja wredota postanowiła się rozchorować i mieć 40 stopni gorączki...Z tej okazji udaliśmy się pozwiedzać miejscowy szpital... Diagnoza: wirusówka. Trochę nam to pokrzyżowało plany i zdecydowaliśmy się wracać dzień wcześniej. O godzinie 20 przyszło nam się pożegnać z tym cudownym miejscem i wyruszyć w 14-godzinną podróż powrotną do domu. Żegnaj Chorwacjo i do zobaczenia za rok !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz